To znaczy przeprowadzałam w myślach rozmowę z Eamonnem - mimo iż powiedziałam mu, że poza przyjaźnią nic więcej nie będzie, on jakoś nie przyjmuje tego do wiadomości. Skąd ja to znam? Jakbym patrzyła na swoje zachowanie w stosunku do Marka...
I tłumacząc w myślach Eamonnowi, dlaczego powinniśmy się rozstać na dobre, wytłumaczyłam przy okazji i sobie...
Jestem księżycem.
Odbijam emocje, którymi obdarzają mnie mężczyźni. Jak księżyc odbija promienie słoneczne. Jak ten pierdzielony wampir emocjonalny - biorę ciepło, a w zamian wysyłam tylko cholerne złudzenie optyczne. Puste odbicie tego, co dostaję. To działo się z Martinem, z Mike'iem, z Eamonnem... Jedyna osoba, dla której byłam słońcem, to Mark.
No, nie. Nie jedyna - potrafię być słońcem dla rodziny i przyjaciół - tam daję z siebie to, co chcę dać, bez oszukiwania. Tylko w związkach damsko-męskich jakoś tak wychodzi...
Próbując wziąć się wreszcie za pisanie, przeszukiwałam swoje cd-ki, chcąc wgrać backup "Tęczy" na laptopa. I wśród różnych plików zalazłam coś, co zatytułowałam "niewysłane listy". Listy, które pisałam do Marka w 2007, 2008 roku - wiedząc, że nigdy ich nie wyślę. Listy, w których tłumaczyłam Jemu (a zarazem sobie) dlaczego nie powinniśmy być razem. Zdziwiło mnie, jak trzeźwo potrafiłam oceniać wtedy sytuację. I jak bardzo zabrakło mi dystansu do niej, kiedy już znalazłam się tutaj. Ale kiedy Mark brał moją twarz w swoje dłonie, i całował tak, jakby chciał żebym była jego, nie było nawet setnej milimetra miejsca na dystans...
Kurwa mać.
Ostatnie dni były bardzo niedobre - miałam jakiś pierdzielony napad tęsknoty za Nim. Gdyby nie to, że nie mam kasy na bilet do E., to pewnie wysłałabym mu sms-a z błaganiem, żeby pozwolił mi przyjechać...
Kurwa, kurwa mać!!!
Czas podobno goi rany i pomaga odzyskać równowagę.
Wrednie i bez litości wykorzystuję Eamonna, żeby zapomnieć o Marku. I nic. Widząc to bezgraniczne uwielbienie dla mnie w oczach Eamo, coś krzyczy w mojej głowie "Dlaczego?! Dlaczego tamten nie może czuć do mnie tego, co ten?". Przecież jestem tą samą osobą...
A potem przychodzi drugie pytanie "Dlaczego? Dlaczego ty nie możesz czuć do Eamonna tego, co czujesz do Marka? Przecież są do siebie tak cholernie podobni...".
Dupa.
Jeśli jest jakieś życie tam, po drugiej stronie życia, to po śmierci ostro skopię tyłek temu, kto jest odpowiedzialny za ten burdel tu, na Ziemi. Jak można stworzyć świat i pozwolić, żeby najtrudniejsze sprawy były tak popierdzielone?!
Być może fakt, że mam swoje miejsce na Ziemi, to wszystko, co otrzymam w tym życiu. Być może nigdy nie spotkam tej drugiej osoby, która sprawi, że znów będę wysyłać ciepło i miłość. A może te dwa lata z Markiem to było To, i powinnam cieszyć się, że To miałam, zamiast rozpaczać, że się już skończyło.
Niemniej dalej chcę być słońcem...
Może kiedyś.
A może dopiero w następnym wcieleniu ;))