wtorek, 20 kwietnia 2010

Gdzie ci mężczyźni... I o wychowaniu, w ogóle ;))

Tak sobie dziś przemyśliwałam swój związek z Markiem, jak nam ewoluował przez te, niemal trzy, lata.
I doszłam do odkrywczego (tu następuje wybuch śmiechu) wniosku, że jak kobieta chce być z prawdziwym mężczyzną, to nie ma innego wyjścia, jak tylko pozwolić mu być i zachowywać się, jak mężczyzna, a nie - zmieniać go na obraz i podobieństwo swoje :)) Albo - tak, jak jej wygodnie.
Tak jak robimy w większości przypadków z naszymi dziećmi - wychowujemy je w taki sposób, żeby zachowywały się tak, żeby nam się wygodnie żyło i funkcjonowało. Gówno prawda, że dla ich dobra - dla naszej własnej egoistycznej wygody. Mówię my, bo swoje zachowania w stosunku do Darii zmieniłam wcale nie tak dawno temu. Pamiętam, jak włączałam jej tv, jak była mała, żeby mieć trochę czasu dla siebie, a jeszcze dwa lata temu miałam do niej pretensje, że za dużo czasu przed telepatrzydłem spędza... Konsekwencja wychowawcza, jak diabli, nie? Cała masa innych przykładów - mnóstwo lat minie, zanim poodkręcam (o ile się da) te moje błędy wychowawcze...
A wracając do Marka - cholernie się cieszę, że tak walczył o siebie, przez cały czas trwania naszej znajomości.
Zresztą... pewnie, gdyby się poddał, i dał mi się "ulepić" po mojemu, to po jakimś czasie straciłabym do niego szacunek, i już dawno bym się nim znudziła. A tak...
A tak trzy lata niemal za pasem, a ja dalej mam miękkie kolana, i motylki w brzuchu - nawet na sam dzwonek telefonu (pewnie, że ma inną melodyjkę, niż wszyscy! :PP), i "wogle"... :)))
Niech już będzie weekend!!!

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Żałoba, a wolność osobista.

Wdałam się wczoraj w dyskusję na jednym z for, na które uczęszczam, odnośnie żałoby narodowej. Jeden z uczestników dyskusji wygłaszał dość kontrowersyjne poglądy, a kilka z nich ukłuło mnie osobiście (wewnętrzny terapeuta szepcze - usiądź w ciszy, i zastanów się, czemu cię ukłuły), więc ścięłam się z nim z letka. Ale w którymś momencie coś mi tam nie zagrało w jego wypowiedziach - poczytałam trochę między wierszami, i wysłałam do niego pm-kę. Wymieniliśmy tych peemek kilka, i zdecydowałam wycofać się z dyskusji.
Katastrofa w Smoleńsku nie była dla mnie tragedią narodową. Obawiam się, że nie mamy w tej chwili w Polsce polityków/osobistości tej kategorii, żeby śmierć, któregokolwiek z nich była tragedią narodową. Ostatnią tragedią narodową była dla mnie śmierć Papieża. Natomiast katastrofa w Smoleńsku była dla mnie zlepkiem pojedynczych tragedii ludzkich - dlatego tak mnie walnęła.
Ale po rozmowie z tym chłopakiem, byłam w stanie zrozumieć, że jego osobista tragiczna sytuacja może w nim wywoływać gniew i frustrację z powodu własnej bezsilności w jej obliczu, i że absorbuje go na tyle, że ma prawo być obojętny na to, co zszokowało innych, a co go bezpośrednio nie dotyczy.
Natomiast już po tym, jak ją opuściłam dyskusja zyskała na intensywności - zarówno ilości uczestników, jak i gwałtowności ich emocji. I - jak czyta się ją na chłodno - jest znakomitym studium ludzkich reakcji, tego jak dajemy manipulować się innym ludziom, a tak naprawdę - własnym emocjom, których nie jesteśmy świadomi. Bo w którymś momencie w wypowiedzi innej osoby pojawia się słowo-klucz do naszego mózgu (tylko i wyłącznie naszego) - i włącza nam się pamięć emocjonalna - podświadomie to słowo-klucz uaktywnia nam stare, przeważnie negatywne emocje, ponieważ kiedyś było użyte w sytuacji, którą nasz mózg zarejestrował jako negatywną. I dyskusja z poziomu intelektualnego przenosi się na emocjonalny. Co nie zmienia faktu, że osoba która tę zmianę w nas spowodowała, nie zrobiła tego celowo, więcej - jest w błogiej nieświadomości i zdumieniu, czemu nagle nasze nastawienie stało się tak wrogie.
Każdy człowiek ma prawo czuć to, co czuje. Wolność osobista jest świętością najwyższą - jeśli tylko zachowania, które są jej efektem nie są zagrożeniem dla innych ludzi.
Tak naprawdę powinniśmy nauczyć się szanować wolność innych ludzi. I - jeśli wygłaszają kontrowersyjne uwagi, albo prezentują kontrowersyjne zachowania - nauczyć się je co najmniej ignorować (o ile nam nie zagrażają). Życie byłoby wtedy o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze.
Ale łapiemy się na różne takie haczyki - a to (przeważnie podświadomie) próbujemy zabłysnąć intelektem w ripoście, a to zaimponować innym (albo sobie) prawością i szlachetnością poglądów, a to włącza nam się opcja prywatnego "pomniejszego bóstwa" i próbujemy "korygować" innych ludzi - dostrajać ich do własnych szablonów, do tego, co nam wydaje się jedynie słuszne i prawidłowe. Albo słowa-klucze w wypowiedziach innych ludzi wyzwalają w nas jakieś stare lęki i negatywne emocje, których jeszcze nie przerobiliśmy we własnych głowach, więc czujemy się zagrożeni, i "idziemy walczyć o siebie".
I tyle.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

Wiosna! Cieplejszy wieje wiatr...

Sometimes you turn away from what your heart tells you is right
And so you settle for whatever gets you through the night.
The flame you thought was dead may suddenly begin to burn
And broken hearts can be repaired, that's something that you learn.
Next time you fall in love
It better be with me,
The way it used to be.
Back then was when
We touched the Starlight.
I've re-lived every moment that I ever shared with you.
What fools we were to end a dream that looked like coming true.
Next time you fall in love
It better be with me,
The way it used to be...
No, lepiej żeby tak było... :)
Wracałam dziś z Wexford i śpiewałam razem z płytą.
Bo teraz mam odtwarzacz w samochodzie. I mogę sobie słuchać muzyki. I śpiewać.
A świąteczny weekend był super.
Nie tracę głowy. Jestem ostrożna. Pamiętam o złych chwilach.
Ale kiedy Mark się we mnie wtula, to zapominam o całym świecie - jestem tylko ja i on.