wtorek, 29 czerwca 2010

Cisza.

Nie piszę nic ostatnio.
Bo co mam pisać? Że dalej jestem nieziemsko szczęśliwa? :))
Jechałam dziś wieczorem do Arklow i z powrotem - słońce świeciło, muzyka w a-ucie grała, ja z szerokim uśmiechem na twarzy... Czemu? A nie wiem. Po prostu uśmiechać mi się chciało :))
W pracy - stabilnie, z Markiem sytuacja też jest ok, Daria będzie u mnie za dwa dni - jedziemy w niedzielę do Marka, a potem robimy sobie u niego w domu bazę wypadową naszych wycieczek na południe Wyspy. Byle tylko pogoda się nie zmieniła - jak na razie jest to najpiękniejsze, ciepłe słoneczne lato w Irlandii, od lat.
Żyć, nie umierać :))))

czwartek, 3 czerwca 2010

Małe szczęścia.

Się popłakałam.
Z radości.
Gadałam z Darią na skajpie po południu. Między innymi wspomniała, że chce zadzwonić do koleżanki, z którą posprzeczała się kilka tygodni temu, i z którą nie odzywała się od tamtego czasu.
A teraz, kilka godzin później, dzwoni i mówi: "Właściwie to dzwonię do ciebie w takiej błahej sprawie... Bo rozmawiałam z Karoliną, i dwie godziny gadałyśmy, i wyjaśniłyśmy sobie wszystko - bo ona myślała, że ja jestem na nią obrażona, a ja - że ona... I jest wszystko w porządku. I znów się przyjaźnimy..."
A ja się popłakałam. Że moje dziecko zadzwoniło do mnie, podzielić się tą informacją. Że jestem dla niej tak ważna.