czwartek, 27 sierpnia 2009

O tym, jak spełniają się marzenia. Nie do końca.

Dwa tygodnie temu pomagałam kumplowi - tłumaczyłam dla niego w szpitalu, żeby mógł porozumieć się z lekarzem. Umówiliśmy się pod szpitalem, ale Marek się spóźniał - miał dojechać z innego miasta, i błądził po Dublinie. Usiadłam więc sobie w kafejce, w ogródku, zamówiłam kawę i tutejszą słodką bułkę z rodzynkami, i tak sobie siedziałam - kawa, papierosek (tak, znowu palę...) - i cieszyłam się słońcem. Aż tu nagle widzę przechodzacego ulicą Irlandczyka. I poznaję jego twarz - dwa lata temu oglądałam go w telewizji, na Travel Channel, jak oprowadzał po Dublinie amerykańską dziennikarkę... I pamiętam, że oglądając ten program, marzyłam, że któregoś dnia sama odwiedzę Dublin. A od wczoraj jestem właścicielką samochodu na dublińskich numerach. I jestem z siebie cholernie dumna.
Od niedzieli zmieniłam przyjaźń z Eamonnem na ...ciężko mi to przechodzi przez gardło. Związek.
Jest mi co najmniej dziwnie. Chyba nigdy w życiu nie czułam takiego uwielbienia i szacunku ze strony żadnego mężczyzny. Eamonn traktuje mnie, jakbym była jakimś bóstwem, które zstąpiło na ziemię. 42-letni facet, który zachowuje się jak zakochany siedemnastolatek. Nie, nie poszliśmy do łóżka. Jak to Eamonn powiedział - chce, żeby wszystko było jak należy. Na razie od przyjaźni przeszliśmy do trzymania się za rączki i kradzionych pocałunków. Cała reszta czeka na odpowiedni moment.
Koniec świata.
Tylko dlaczego, jak w moich myślach pojawia się Mark, zaczynam ryczeć, jakby świat mi się zawalał. Czy ja kiedykolwiek przestanę o nim myśleć? Czemu cały czas mam wrażenie, że to jest facet, który został stworzony po to, żebyśmy mogli być razem. Tylko, że nie będziemy.
Kurwa mać...

środa, 19 sierpnia 2009

Sprawa się rypła...

No i sprawa się rypła.
Jestem obiektem poważnych uczuć. I kompletnie nie wiem, co z tym zrobić.
Tak.
Eamonn.
Pomyślałby kto, że czterdziestoletnia, z okładem, baba powinna się zorientować, kiedy przyjaźń wykracza poza granice przyjaźni. Że kilka telefonów dziennie, po godzinie, albo i dwie, to nie jest już przyjaźń. Że kupowanie (drobnych, bo drobnych) prezentów, niemal na każdym kroku, to nie jest przejaw braterstwa. Że propozycja przeciągnięcia siedemdziesięcioletniej z kawałkiem matki (bo wiesz, ona jest zwariowana, i powiedziała, że nie ma nic przeciwko temu) przez pół wyspy, tylko po to, żebym nie płaciła za autobus, to jest coś poza limitem przyjaźni...
A że nie wiem, co z tym zrobić?
Bo też się do niego przywiązałam. Bo jest dobrym człowiekiem i mnie szanuje. Bo widzę w nim też mężczyznę.
A z drugiej strony - boję się, jak cholera.
Że jak wejdę w głębszy związek z tym facetem, to cofnę się o kilka kroków na mojej drodze do własnego "ja". Że skrzywdzę jego i siebie. Że spieprzy się fajna przyjaźń, i oboje wyjdziemy z tego zranieni.
Albo, że się nam uda, a jego raczysko zabije za rok, dwa, trzy... pięć...
No i Mark. Wiem, że gdybym wpuściła Eamonna do swojego życia bliżej, niż jest teraz, byłabym w stanie zapomnieć o Marku.
Tylko nie wiem, czy tego chcę...

środa, 5 sierpnia 2009

Zjawisko, zwane Eamonn :))

Mam nowego przyjaciela :)
Ma na imię Eamonn, i jest... zjawiskowy. Powinnam chyba napisać o nim książkę.
Eamonn jest o rok starszy ode mnie, zachowuje się jak nastolatek, jest alkoholikiem, ma raka, z którym nic nie robi, i najbardziej pozytywne nastawienie do świata, jakie kiedykolwiek widziałam.
Pomimo tego, że to chodząca autodestrukcja.
Zabija się stylem życia, jakie prowadzi - pije, pali, nie sypia. Pakuje się w kłopoty na każdym kroku, jak wariat ostatni (no bo kto o zdrowych zmysłach zaglądałby Szkotowi pod kilt? Kiedy Szkot jest w silnej grupie innych Szkotów, a Eamonn ma tylko mnie za towarzystwo...?).
Przywiązał się do mnie od pierwszej rozmowy :) Nie, nie ma mowy o niczym poza przyjaźnią. Ale przyjaźń w jego wydaniu to mniej więcej tak, jak na filmie "Hangover", kiedy Alan odczytuje swój manifest - o tym, że był jednoosobowym stadem wilków, a po tym, jak jego siostra przyprowadziła do domu Douga - jego stado powiększyło się o kolejnego osobnika. Eamonn jest właśnie takim jednoosobowym stadem wilków :) Z całą masą przyjaciół. W Polsce mówimy o kimś takim "brat łata".
Dzwoni do mnie kilka razy dziennie, informując, że jeszcze dziś niczego nie pił, dając telefon różnym osobom - swojej mamie, siostrzeńcowi, przyjaciołom - poznaję ostatnio mnóstwo ludzi :D
Zachowuje się tak, jakby znał mnie od dziecka. Ma przy tym właśnie taką, typową dla tego rodzaju alkoholików, dziecięcą niewinność w postrzeganiu świata - tak trochę... czarno-biało. Jakby zatrzymał się emocjonalnie na poziomie nastolatka. Co pewnie jest zgodne z prawdą.
A ja, jak patrzę na niego, to widzę Marka - jaki mógłby być, gdyby nie przestał pić. Chwała Bogu, przestał...
A propos - spędziliśmy ze sobą ostatni weekend :) Ja i Mark. Całe cztery dni.
Od kiedy powiedział mi, zaraz na początku naszej znajomości, że wszystko w życiu dzieje się po coś - uczę się od niego ciągle nowych rzeczy. A czasem nie od niego, a - dzięki niemu. Transformuję powoli, zmieniam sposób myślenia, podejście do różnych spraw. Głównie do relacji międzyludzkich, a w szczególności do związków damsko-męskich. Uczę się dawać wolność, przestrzeń własną, drugiemu człowiekowi.
Może kiedyś nauczę się jeszcze żadać tego samego w zamian... :DDDD
W każdym razie - zaczęłam robić porządek w swoim życiu. Zerwałam z Martinem, ze 3 tygodnie nie widziałam się z Mike'iem... Może powoli wyplączę się z tych wszystkich dziwnych związków :)
Szukam dodatkowej pracy. I nawet dorwałam jakieś jednorazowe tłumaczenie. Może, pocztą pantoflową, zdobędę więcej klientów... Przydałoby się - wydatki się mnożą, apetyt rośnie w miarę jedzenia... Marzy mi się karnet do centrum rekreacyjnego i samochód. Ale to drugie, to bardzo dalekie marzenie :)
Powoli, Kobieto, nie wszytko na raz :) Cierpliwości... Zmarnowałaś kupę lat, i teraz myślisz, że nadrobisz to wszystko w kilka miesięcy?? :DDD
Boże - daj mi siłę, żebym mogła zmienić rzeczy, które dadzą się zmienić, pokorę, żebym umiała się pogodzić z tymi, których zmienić się nie da, i mądrość, żebym mogła odróżnić jedne od drugich...
I zdrowie, zdrowie...! :))
Amen.