piątek, 24 lipca 2009

Sprawa polska, samotność w wielkim mieście, i wogle...

Głupi dziennikarzyna bąknął w głupim artykuliku coś o Polakach, którzy "zabili wszystkich swoich Żydów". I to wystarczyło, żebym ruszyła do boju... lol
Ponieważ gazeta nie zareagowała w odpowiednim czasie, udałam się do ambasady.
Pan radca bardzo się ucieszył :) Jak to ujął: "większość rodaków pracuje, niektórzy czytają gazety, a niektórzy nawet reagują na to, co w nich o nas napisano" :)) Ucieszył się, że mają kogoś, kto zareagował niezależnie od ambasady.
Zobaczymy, co z tego wyniknie dalej. Być może skończy się w sądzie...
Na razie są ważniejsze sprawy.
Od kilku dni gnębi mnie dół. Pomimo moich rozlicznych podbojów, samotność daje o sobie znać. Tęsknię za Markiem. Jak zwykle. Zawsze za nim tęskniłam. Pomimo, iż wiem, że to nie jest facet dla mnie.
lol Paradoksalnie - dalej uważam, że to miłość mojego życia. Ta druga połówka, na którą się czeka od zawsze. Tylko, kurwa mać, on o tym nie wie...
Nie, nieprawda. Po prostu JA nie jestem JEGO drugą połówką.
Popieprzone to życie strasznie.
Na dodatek teraz oglądam "Wedding Planner". I jak idiotka ostatnia nadmuchuję sobie marzenia o bajce. Chociaż rozum mi mówi, że bajki nigdy nie będzie.
No i co z tego.
Ale marzyć trzeba :)
Tęsknię też za Martinem.
Czasem sobie myślę, że jakby tych dwóch dało się zmiksować, to miałabym idealnego faceta lol lol
I takiego, w którego można się wtulić, jak jest źle, i takiego, z którym można się kochać przez całą noc...
Michael... Wiem, że powinnismy przejść na wyłącznie przyjacielskie stosunki. Bo to nic więcej, jak przyjaźń, a seks z nim nic mi nie daje. Taaa... powoli należałoby zacząć czyścić ten bałagan lol lol
No i jest jeszcze Han. Z którym na razie nie muszę nic robić. Bardzo grzeczne randki mamy od dwóch miesięcy. Nie wyszliśmy poza pocałunki w policzek na pożegnanie. Bardzo dziwne mam odczucia w stosunku do niego... Facet jest moim astrologicznym bliźniakiem - urodzony tego samego dnia, miesiąca i roku, co ja. Zdaje się, że boi się poważnego związku, tak samo, jak ja. Bo ja, wbrew pozorom, mam cholernego pietra. Pewnie dlatego ładuję się w takie niemożliwe układy, bo boję się "możliwego". Han jest grzeczny, kulturalny, inteligentny, mam wrażenie, że gdzieś pod tym jego "ugładzeniem" kryje się odrobina szaleństwa i spontaniczności, tylko... A co, jeśli nie? Jeśli on faktycznie jest takim sztywnym pracoholikiem, na jakiego wygląda?
Zobaczymy, czas pokaże.
Póki co, potrzebne mi wakacje. Dobrze, że Bridget wyjeżdża na dwa tygodnie. Będę miała czas dla siebie. Może ruszę z pisaniem... Powinnam. Mam teraz bardzo dobry stan ducha do tego... lol lol lol
Na maile powinnam odpisać. Na forum się odezwać. Ale jakoś nie mogę teraz...
Może za parę dni dojdę do ładu ze sobą.
Gdyby Mark się odezwał, dostałabym zupełnie innych obrotów. To już dwa miesiące prawie...
Poczekam.

piątek, 10 lipca 2009

Szaleństwa panny B. ...Ekhem - z odzysku. Panny :) lol

Ale się porobiło...
Z pieprzonej zakonnicy, co to ino myślą czasem grzeszyła - rozpustnie się, panie dzieju, w tej Irlandii prowadzę :P
Co prawda, już się trochę ustabilizowało... Czasy, kiedy co dzień szłam na lunch z innym facetem, minęły :) (Tylko na lunch! Żeby nie było :PP)
Niemniej rozterki typu: "jak powiedzieć Mike'owi, że nie przyjadę na weekend, bo akurat ten weekend spędzam z Martinem" są w dalszym ciągu na porządku dziennym. No - może tygodniowym. A na dodatek cały czas mnie korci, żeby wysłać sms-a do Marka. Bo ten facet, niestety, dalej jest dla mnie najważniejszy...
I, tak naprawdę, za cholerę nie wiem, czemu nie zdecyduję się na jednego, i nie odpuszczę sobie reszty. Próbowałam jakichś bardzo głębokich przemyśleń, typu - pustkę emocjonalną sobie zapełniam... Dupa :D Ja nawet wyrzutów sumienia nie mam, że mam kilku kochanków na raz :D
W końcu doszłam do wniosku, że każdy z nich daje mi coś innego, z każdym jest mi dobrze na inny sposób - i tyle :) Jak znajdę kiedyś faceta, który ma w sobie wszystkich trzech - świetny seks i samczość alfa w stu procentach (Mark), wspólne zainteresowania, czułość i troskliwość (Martin), i wreszcie - partnerstwo, przyjaźń, nieprzekraczanie barier (Mike) - to pewnie podziękuję wszystkim trzem panom za wspaniały, wspólnie spędzony czas, i zostanę z tym idolem :) Póki co - dobrze mi tak, jak jest.
I tym optymistycznym akcentem, zakończę na dzień dzisiejszy :)
Slán! :)

czwartek, 9 lipca 2009

Kolejny początek

No więc, tak, nie da się ukryć, że zostałam zainspirowana przez koleżankę Idunię :P
Ale chyba też, niezależnie od tego, siedziała gdzieś we mnie potrzeba wygadania się. Wiecie, jak się mieszka samemu w obcym kraju, to najbardziej się tęskni (poza własnym dzieckiem, oczywiście) za babskimi pogaduchami przy flaszce wina. Albo przy kawie. Wszystko jedno - byle by to były babskie pogaduchy :))
Żeby można było powiedzieć, że się ryczało trzy dni, bo "miłośc mojego życia" okazała się być niezainteresowana tymi wszystkimi wspaniałymi rzeczami, które mogłabym mu zaoferować (lol!), że się właśnie ściąga z twarzy wspaniałą maseczkę oczyszczającą, albo że ta baba w opiece społecznej, to straszna krowa była, i ksenofobka na dodatek... :P
Takie normalne babskie sprawy ;)
Generalnie Moje Nowe Życie w Irlandii jest super :) Odnalazłam siebie - część tej dziewczyny, którą kiedyś zgubiłam, zadając się z kolejnymi śmieciami płci męskiej, plus tę nową część mnie, która kształtowała się tam w środku mnie latami, a o której nie miałam pojęcia, bo była skutecznie zagłuszana przez cały bałagan, jaki wyhodowałam sobie dokoła.
Teraz do kompletnego szczęścia brakuje mi tylko własnego kąta (a nie tylko własnego pokoju), mojego dziecka tu, przy mnie, i własnego psa. Samochód by się przydał, ale konieczny do szczęścia nie jest :)) A jakiś facet się zawsze znajdzie :DD Może nawet kiedyś ten właściwy :) A jak nie, to tragedii nie będzie - najwyżej będę ich używała tylko dla seksu :DDD
Fajnie jest, co jakiś czas, podnosić do góry głowę, idąc ulicą, i mówić (czasem nawet na głos) - Dzięki, że tu jestem. Dziękuję :))
I - może nawet wtedy padać deszcz :)) To nie ma najmniejszego znaczenia :))