niedziela, 16 maja 2010

Faza.

Niniejszym informuję, że przechodzę ostatnio jakąś fazę.
Najpierw zwalałam to na PMS-a, ale za długo, i jakoś... inaczej. Przemyślenia mnie różne gniotą, czasem ryczę, czasem mam napady niepokoju...
Chyba się powinnam cieszyć - dotychczas po wszystkich tego typu historiach coś się poprawiało we mnie i w moim życiu. Ale póki co wkurwia mnie tylko moja własna osoba, i na dodatek muszę cholernie uważać, żeby jakichś projekcji po przyjaciołach i znajomych nie uskuteczniać. O Marku nie wspominając.
A ten Gnojek Jeden Irlandzki to ma jakiś czujnik na to wbudowany - za każdym razem, jak mnie to dorywa, to on się chowa przede mną do nory, i mnie unika.
I ma rację, bo w przeciwnym razie pewnie bym się na nim emocjonalnie wieszała i podwoziła. A tak, mogę sobie spokojnie własne emocje przerobić.
Tym razem i tak jest nieźle - zachowuje przyzwoite "minimum kontaktowe" :P
Chociaż rozmowy z przyjaciółmi i życzliwymi ludźmi pomagają :) Jak im tłumaczę, co mi jest, to sobie sama uświadamiam, gdzie leży problem. I git.
Może po urodzinach mi przejdzie :P